Archiwum bloga

poniedziałek, 29 września 2014

Słowem wstępu

Zwykle rozpisuję się niemiłosiernie, więc tym razem krótko i na temat (not really). Pisuję trochę tu, trochę tam, na różnych forach, zwykle kończy się na tym, że moje wywody pasują do dyskusji jak pięść do nosa - długie, marudne i głowa boli na sam widok. Ludzi odstraszam, zniechęcam dzieci do czytania i w ogóle wychodzę na niereformowalnego marudę ze skłonnościami do niekontrolowanego przelewania tekstu na klawiaturę. Nic nie poradzę, lubię rozkminiać. Po każdym obejrzanym filmie czy odcinku serialu, po przeczytanej książce czy ogranej grze po prostu automatycznie recenzuję ją sobie w głowie, toczę walkę na plusy dodatnie i ujemne, dokonuję dekonstrukcji całości kawałek po kawałku, rzucam sobie argumenty i stawiam przeciw nim kontrargumenty. I za każdym razem myślę sobie, że miło byłoby to spisać. Dla siebie, żeby mi nie uciekło, żeby nie zapomnieć. A głupio tak zawracać ludziom głowę przydługawymi tekstami, których nikomu nie chce się czytać. Jedni się z tym pogodzili, inni mają dość albo to ignorują - tak czy siak najwyższa pora, żeby wyemigrować na swoje, pisać co chcę, kiedy chcę i mieć gdzieś kto to przeczyta i co ma na ten temat do powiedzenia.

Jak wspomniałem - piszę w sumie bardziej dla siebie, chcę zachować swój tok myślowy, żeby mi to gdzieś nie zginęło i nie plątało się w kółko po głowie jako coś o czym warto by napisać. Jak ktoś przeczyta - chwała mu za to, nie zajrzy tu pies z kulawą nogą - tym lepiej. Pisze bo lubię i uważam, że potrafię napisać coś ciekawego, choć niewątpliwie nie mam daru zwięzłości i szybkiego przechodzenia do rzeczy i konkretów. Lubię się rozpisywać, rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, analizować i szukać dziury w całym. Do tego dygresje, które mogą, ale nie muszą do czegoś prowadzić, bo gdy pisze się o czymś przez godzinę, można samemu stracić wątek. Tym bardziej potrzebuję tego bloga - nawet w formie ćwiczenia, szlifowania formy, same teksty mogę tu zresztą do woli i bezkarnie poprawiać.

A co właściwie piszę? Jak wspomniałem, ni to oceny, ni to analizy - po prostu spotykam się z jakimś tworem literackim/filmowym/growym i mam na jego temat przemyślenia. Czasem przyjmuje to bardziej formę recenzji, czasem bardziej przekrojowego tekstu "na temat", czasem po prostu próbuję zastanowić się nie tyle nad tym jak coś zostało zrealizowane, ale przede wszystkim dlaczego - po co to, czemu to służy i kto za to zapłacił. Przekrój pozycji będzie najróżniejszy, bo choć mam swoje ulubione gatunki, klimaty, typy historii to chętnie sięgam po rzeczy inne, nawet słabe, bo każda przeczytana czy obejrzana rzecz zwiększa zasób wiedzy, odniesień - im więcej znamy, tym łatwiej odnaleźć się w kolejnych tworach. Wyłapujemy schematy, różne sztuczki, potrafimy spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy.

Dlatego będę pisał o rzeczach, które dobrałem sobie świadomie pod kątem swojego gustu, jak też i o tworach z przypadku, eksperymentach. Z reguły nie trawię utartych schematów, lubię rzeczy odważne fabularnie, solidne, mające jakiś cel i niebanalną treść, świadome tego czym są i do czego zmierzają, ale siłą rzeczy po takie pozycje sięga się o wiele rzadziej niż po masówkę. Która przecież też daje frajdę. W końcu czysta beka jest równie ważna co przeżycia duchowe w bułgarskim kinie moralnego niepokoju. Czasem źródłem "beki" bywają rzeczy, które według twórców miały być śmiertelnie poważne i głębokie, ale nie zniechęca mnie to do poszukiwania ukrytych perełek. Generalnie "typowe" rzeczy będą pojawiały się tu częściej - łatwiej do nich siąść w wolnej chwili, rzeczy ambitniejsze lubię oglądać w spokoju, a więc zwykle siadam do nich rzadziej.

Z góry ostrzegam też, że długość nie jest jedyną wadą mojej radosnej twórczości. Często zdarza mi się powtarzać i wielokrotnie nawiązywać do tych samych problemów, co gorsza gdy już na taki trafię, potrafię poświęcić mu kolejny raz dziesięć akapitów z rzędu. Ale robię to w dobrej wierze, bo zwykle ma to jakiś cel, choć czasem może być on mało czytelny. Jestem też dosyć marudny i nie zdarza mi się raczej popadać w czysty zachwyt - nawet jeśli coś mi się szalenie podoba, z kronikarskiej rzetelności przywołam wyłapane wady i nie omieszkam się nad nimi poznęcać. Z drugiej strony nawet w rzeczach skrajnie beznadziejnych można znaleźć coś przydatnego - warto więc bawić się w literacko-filmowego złomiarza.

To tyle tytułem wstępu dla przypadkowych turystów, gdyby jakiemuś zdarzyło się tu zajrzeć. Dalej będę udzielał się na różnych forach i denerwował ludzi, ale będę się tam raczej ograniczał do pisania na temat - rzeczy niezwiązane z tematyką forów będą raczej trafiały tutaj, pewne rzeczy wylądują pewnie w obu miejscach, bo fajnie mieć wszystko w kupie. Pierwszy tekst był napisany właśnie na forum i wrzucę go tu na poczet przyszłych wpisów. Kolejne pojawią się jak uznam za stosowne.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany tym, gdzie konkretnie się udzielam i gdzie te przydługie wpisy można przeczytać: na Gwiezdne wojny marudzę przeważnie na Bastionie Polskich Fanów Star Wars, natomiast o poszczególnych odcinkach seriali (w tym momencie przede wszystkim Person of Interest) pisuję na starym dobrym Darltonie, na którym będę pewnie siedział do końca jego żywota, bo to spory kawałek historii. Oprócz tego regularnie edytuję w Bibliotece Ossus, choć tam akurat praktykuję zupełnie inne standardy - obiektywnie, konkretnie i na temat.

Tyle jeśli chodzi o wstęp i rozgrzewkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz