Archiwum bloga

wtorek, 14 marca 2017

Mordercza opona, czyli gumowa przewrotność

Wbrew skojarzeniom wywoływanym przez polski tytuł, Mordercza opona (w oryginale po prostu Rubber) nie jest filmem należącym do tej samej kategorii co absurdalne produkcje o zmutowanych zwierzętach. Choć wciąż jest pewnego rodzaju pastiszem, stoi za nim inny pomysł. Reżyser (pełniący w tym przypadku funkcję połowy ekipy filmowej) postanowił stworzyć obraz śmiejący się przede wszystkim z kina jako takiego, z jego twórców i odbiorców, ich reakcji, oczekiwań, zachowań. Rubber od pierwszych minut wprost daje do zrozumienia, że jest hołdem dla "filmów bez powodu", bo, według szeryfa-reżysera-scenarzysty, brak powodu to główny środek stylistyczny kina i samego życia. Całość ma formę filmu w filmie, bo losy morderczej opony śledzimy nie tylko my, ale również grupa widzów pozostawionych gdzieś na środku pustkowi z naręczem lornetek. Śledzimy więc zarówno tytułową oponę, jak i siebie samych, przyglądając się z zewnątrz reakcjom obserwatorów. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy, jakimi przedstawia nas Quentin Dupieux? Czy kino jest w gruncie rzeczy tak bezsensowne, wręcz prymitywne jak losy bohaterów i widzów, którzy nieświadomie również stają się bohaterami? Czy zasiadając w sali kinowej również stajemy się częścią historii, która wpływa na nas i na którą wpływamy my, która istnieje tylko dzięki temu, że czekamy aż mordercza opona, zabójca czy jakiś arcyłotr zacznie w efektowny sposób pozbywać się innych postaci?

Opony dylematy moralne.

poniedziałek, 13 marca 2017

Assassin's Creed, czyli Makbet w czasach konspiracji

Filmowy Assassin's Creed Justina Kurzela pod wieloma względami przypomina jego o rok starszą ekranizację Makbeta. Ktoś, kto miał okazję zapoznać się z tą adaptacją sztuki Szekspira i miał już styczność z charakterystycznym stylem australijskiego reżysera, bardzo szybko zauważy podobieństwa i zorientuje się, czego może oczekiwać po filmie na podstawie serii Ubisoftu. Nie powinno być to zaskoczeniem, Kurzel do prac nad Assassin's Creed zatrudnił bowiem niemal tę samą ekipę - od scenarzysty i autora zdjęć, przez kompozytora, po parę głównych aktorów widowiska wreszcie. Tym samym oba filmy są pod względem stylistyki i wyrazu niemal bliźniaczo podobne, przekonują tymi samymi atutami i borykają się z podobnymi problemami. Jest to styl bardzo specyficzny i niezależnie od oceny film z pewnością zapada w pamięć klimatem i pewnym indywidualizmem. Każdy ten indywidualizm odbierze nieco inaczej.

Film Kurzela wymaga od widza prawdziwego skoku wiary.

piątek, 18 grudnia 2015

Przebudzenie Mocy, czyli stare nowego początki

Przebudzenie Mocy to film trudny do ocenienia. W czasie seansu i późniejszej analizy starałem się w jak największym stopniu odciąć od całego niepotrzebnego kontekstu niezwiązanego bezpośrednio z filmem - zmiany właściciela, kanonu, oczekiwań. Siódmy epizod okazuje się jednak filmem na tyle nierównym, pełnym rzeczy świetnych i niesamowicie rozczarowujących, że nie da się go podsumować samą oceną czy krótkim komentarzem. To ciąg elementów, których nie da się ocenić w sposób zbiorczy, a jednocześnie każdy z nich wpływa na całą resztę. The Force Awakens nie jest zawodem, ale też nie oczarowuje w sposób, jakiego można by oczekiwać po dosyć pozytywnych reakcjach. Daleko mu do najlepszych epizodów, ale trudno ocenić go w odniesieniu do prequeli, z którymi przegrywa lub wygrywa w zależności od rozpatrywanego aspektu. Film jest jednocześnie bezpieczny i pełen zaskakująco ryzykownych decyzji, wybija się na polach, na których kulały pozostałe części sagi, a nie daje rady w kategoriach, w których można by go uważać za pewniaka. Prawdopodobnie nie wzbudzi aż takich emocji jak prequele, które przygotowały wszystkich na możliwość drastycznych zmian w stylistyce, a jednocześnie będzie krążył w dosyć szerokim przedziale ocen, zależnym od wagi, jaką każdy przypisuje poszczególnym aspektom filmu. No to po kolei.

Pora na przygodę.

poniedziałek, 2 marca 2015

Zbiorowy pogrzeb potencjału, czyli trylogia X-Men

Coś mnie tknęło i postanowiłem w zeszłym miesiącu zabrać się za filmowy cykl o przygodach X-Menów. Bez żadnych oczekiwań, ot zobaczyć co to jest i z czym to się je. Tak, żeby po usłyszeniu tytułu kojarzyć go z czymś więcej niż z Wolverinem i Patrcickiem Stewartem jeżdżącym na wózku po pomoście w kulistym pomieszczeniu. Mam więc za sobą pierwsze trzy filmy z serii, coś w rodzaju trylogii, chociaż byłbym ostrożny z tym określeniem. Zacznijmy jednak od początku.

Wszyscy aktorzy serii na jednym zdjęciu. Tak było.

sobota, 17 stycznia 2015

Opisuję rzeczywistość, czyli Dzikie historie

Gdyby ktoś mnie zapytał czym są Dzikie historie, bez chwili zastanowienia odpowiedziałbym, że są opowieścią o wkurwionych ludziach. A uściślając - świetnie zrealizowaną opowieścią o wkurwionych ludziach. I w tym miejscu wyczerpałbym temat. Każde kolejne zdanie będzie już jedynie ubieraniem tego samego w inne słówka. Nic nie szkodzi, film o przeciąganiu struny to świetna okazja, by przetestować cierpliwość i tę strunę samemu poprzeciągać - na szczęście tekst jest bezpieczniejszy niż narzędzia, po które sięgają bohaterowie filmu Damiána Szifróna. A przynajmniej takimi złudzeniami się karmimy, wierząc, że sytuacje przedstawione w filmie są od nas wystarczająco odległe. Nie są.

Na pokładzie samolotu nie ma przypadków. Ale tym razem nie chodzi
też o przeznaczenie, panie Locke.

piątek, 7 listopada 2014

Tygrysy i lasery, czyli Furia

O Furii usłyszałem pierwszy raz oglądając zwiastun wyświetlony bodajże przed drugą częścią Sin City i na tym moje zainteresowanie filmem się skończyło. Ot, kolejna odsłona drugowojennego heroizmu po amerykańsku, przez Amerykanów i dla Amerykanów przede wszystkim nakręcona. Znów załoga składająca się z indywiduów, które na ekranach widziało się nie raz, nie dwa, a nawet nie sto. Znów straceńcza misja, znów dzielni chłopcy kontra reszta świata, znów Brad Pitt, znów jakiś świeżak przechodzący szkołę życia. Przyszły jednak tanie poniedziałkowe bilety, a z braku laku tankiści wuja Sama zostali jedyną rozsądną opcją. I faktycznie - Furia jest dokładnie takim filmem, jaki można wyobrazić sobie po obejrzeniu trailera. Filmem, który nie wnosi do tematu absolutnie nic. I wiecie co? I nie miałbym nic przeciwko, gdyby tak wyglądał każdy film, który nie ma nic do powiedzenia. Bo Furia na szczęście nic powiedzieć nie próbuje i robi to, co czołgi robią najlepiej - solidną rozpierduchę.

Furia i spółka.

niedziela, 26 października 2014

Wciąż z tarczą, czyli zaskoczeń ciąg dalszy

Drugi sezon Agents of S.H.I.E.L.D. ma już na koncie pięć odcinków, a forma zapoczątkowana w Shadows nie tylko nie okazała się zabłąkaną jaskółką, ale z każdym tygodniem coraz bardziej się dociera, rozwija i czyni serialową odnogę uniwersum Marvela pozycją, którą wypada już brać zupełnie na serio. Choć już końcówka pierwszego sezonu robiła całkiem niezłe wrażenie, nowe odcinki wciąż zaskakują. To nie ten sam serial, który rok temu ruszył budzącymi bardzo mieszane odczucia odcinkami, nie dającymi większych nadziei na przyszłość. W drugim sezonie Agentów czuć plan z prawdziwego zdarzenia. A co ważniejsze, plan ten realizowany jest zręcznie i przy o wiele ciekawszym niż dotychczas rozłożeniu akcentów.

U Skye wbrew pozorom wszystko po staremu... Niestety.

poniedziałek, 6 października 2014

Veritas, czyli w poszukiwaniu utraconej prawdy

Nowy sezon serialowy ruszył, więc większość uwagi poświęcałem ostatnio jesiennym premierom. Tym razem jednak sięgnę po serial, który zadebiutował ponad dziesięć lat temu, a który pozwoliłem sobie w końcu odświeżyć w te wakacje. Z "Veritas: The Quest" zetknąłem się po raz pierwszy niemal dekadę temu w jeden z weekendowych poranków, gdy TVP zdarzało się jeszcze pokazywać ciekawe seriale. Nie pamiętam czy widziałem wszystkie odcinki, wiem, że telewizja publiczna emitowała je w nie do końca właściwej kolejności. Przede wszystkim pamiętam jednak, że serial utkwił mi bardzo mocno w pamięci i wywarł na mnie spore wrażenie. Pamiętam, że wkrótce po podpięciu się ostatecznie do Internetu przeczesywałem bazę Filmwebu, poszukując informacji o tym serialu (którego tytuł wyleciał mi z głowy), próbując dowiedzieć się czegoś o ewentualnej kontynuacji - posiłkować musiałem się faktem, że jedną z postaci grała tam "mumia z Mumii", czyli Arnlod Vosloo we własnej osobie. Pamiętam, jak nie tak dawno temu miałem ochotę do niego wrócić i wspominałem serial na forum Darlton.pl... Od tego niedawno minęło jednak ponad cztery lata i ostatecznie przyszedł czas, by wygrzebać Veritas z odmętów czasu i skonfrontować swoje mgliste (choć momentami zaskakująco wyraźne) wspomnienia z rzeczywistością.

Zespół w całej okazałości. Szkoda, że połowa wyników wyszukiwania to
zdjęcia Cobie Smulders.

czwartek, 2 października 2014

Shadows, czyli Agenci Tarczy kontratakują

Kiedy w lipcu zabierałem się za pierwszy sezon Agentów Tarczy, spodziewałem się ciężkiej przeprawy. Pojawiające się od chwili premiery dosyć negatywne opinie nieco zniechęciły mnie do oglądania. Ostatecznie jednak, po dość długiej przerwie od seriali, miałem ochotę zabrać się za coś lekkiego i niewymagającego na rozgrzewkę i... zostałem pozytywnie zaskoczony. Serial okazał się być bardzo przyjemnym średniakiem, który owszem, z racji na uniwersum cechuje się pewną dozą umowności, jednak zaskoczył dosyć rozbudowanym wątkiem przewodnim, który dość szybko rozsiadł się na stałe na pierwszym planie. Obsada to raczej świeżaki, a sam scenariusz mógłby wyglądać lepiej, uniknięto jednak tandety i zaserwowano całkiem przyjemną i sprawnie zrealizowaną rozrywkę, do której przemycono kilka wątków nieco większego kalibru. Drugi sezon wylądował na mojej liście pozycji do obejrzenia, jednak wciąż nie byłem pewny czy będą to seanse regularne czy poczekam do lata na kolejny maraton. Decyzję uzależniłem więc od jakości pierwszego odcinka nowej serii.

Ciemno wszędzie... Oby na na "mrocznej" garderobie się nie skończyło.

wtorek, 30 września 2014

Rebelianci, czyli iskra bez zapłonu

W ostatnich miesiącach Lucasfilm i Disney coraz mocniej stawiali na swoje najnowsze, w zasadzie pierwsze wspólne dziecko, które jeszcze na długo przed premierą było źródłem kolejnych zgrzytów wśród fanów. Trailery, krótkie filmiki promocyjne stały się zarzewiem dyskusji o kierunku rozwoju i grupie docelowej nowych Gwiezdnych wojen, z odmętów historii powróciły dyskusje o skuteczności imperialnej armii, a nawet stosunkowo obojętni od pewnego czasu fani wyruszyli ze swych legowisk na z góry upatrzone pozycje po wszystkich stronach barykady. Czy to się komuś podoba czy nie, iskra rebelii jest na pewno iskrą społeczności fanowskiej i największym wydarzeniem od kilku lat, które na nowo rozbudziło społeczność. Zapowiedzi zapowiedziami, filmy filmami, ale w końcu mamy coś na wyciągnięcie ręki, coś co jest już, tu i teraz. Koniec oceniania po zwiastunach i wywodach, gdybania, pobożnych życzeń. Rebelia się zaczęła i pora ocenić jej skuteczność.

Ile to jest procent planu? 12?